Rekordowy Półmaraton Warszawski

rekordowyNa kilka miesięcy przed startem wiedziałem , że będzie  to najliczniejszy pod względem frekwencji półmaraton  w Polsce. Po prostu musiałem w nim uczestniczyć. Bardzo chciałem być nie tylko jednym z wielu biegaczy, ale dołożyć coś od siebie. Chciałem być pacemakerem, by stać się częścią tego wydarzenia – dla mnie – największego święta biegania na wiosnę w Polsce. W biegach pod szyldem Fundacji Maratonu Warszawskiego startuję od 2007 roku i od tamtej        pory sporo się zmieniło w polskim bieganiu i polskiej świadomości odnośnie biegania.  Niesamowicie cieszy,   że tegoroczny Półmaraton Warszawski jest na 5 miejscu  w Europie jeśli idzie o ilość zawodników w nim startujących.


Widać jaki postęp zrobili biegacze i jak popularną dyscypliną w Polsce jest obecnie bieganie. Dziś już niewiele osób śmieje się z ludzi biegających po parkach, chodnikach czy lasach. Dziś częściej w  oczach przechodniów widać zazdrość, niż politowanie czy ironiczny uśmieszek.
Obecna moda daje nadzieję, że nas- biegaczy może być jeszcze więcej i że nie tylko polskie
półmaratony , ale także maratony za chwilę staną się jednymi z największych w Europie. Oby tak było.

A teraz kilka słów o imprezie. Powiązanie „połówki” i Stadionu Narodowego to oczywiście jeden z wielkich plusów tego przedsięwzięcia. Tradycyjnie dzień przed startem odebrałem pakiet startowy. Z roku na rok Expo się rozrasta. Miałem podobne wrażenie jak pewien bliżej nieznany w środowisku – biegacz warszawski:), że coraz więcej jest stoisk z suplementami w porównaniu do np. sprzętu biegowego. W każdym razie liczba stoisk jest coraz większa, a oferty niektórych wystawców coraz ciekawsze. Po odebraniu pakietu, krótka rozmowa z Martyną z FMW, na temat szczegółów związanych z logistyką „zającowania” i mogłem udać się na zasłużony wypoczynek.

Dzień biegu zapowiadał się bardzo dobrze. Lekki chłodek, słońce wychodzące zza chmur. Będzie fajnie – pomyślałem. Temperatura była optymalna do biegania półmaratonu. Ucieszyłem się, że nie będę musiał zakładać bluzy i dwóch koszulek technicznych, jak miało to miejsce w zeszłym roku.

Pół godziny przed startem oddałem rzeczy do depozytu przechwyciłem baloniki od wolontariuszy. Jak zwykle 5 minut zeszło mi się zanim właściwie przywiązałem baloniki do mojej koszulki. Nie mogę opanować tej prostej czynności. Każdy ma jakąś piętę achillesową.

W mniej więcej kwadrans przed strzałem startera, stałem już z tabliczką 1:45 w swojej strefie. Wtedy dopadły mnie Bobry! Nie chodzi mi o te milutkie zwierzątka z wielkimi siekaczami, lecz o biegaczy z mojego rodzinnego miasta, a konkretnie z klubu Bóbr Tłuszcz. Bardzo prężnie rozwija się ta inicjatywa i cieszy, że coraz więcej biegaczy dołącza do nich. Po pamiątkowym zdjęciu  uścisnęliśmy sobie dłonie i każdy „bóbr” poszedł szukać swojej tamy tzn.strefy czasowej.

rekordowy2

Najszybsze Bobry w mieście

Początek nie był najłatwiejszy. Żeby biec równym tempem musiałem trochę przeciskać się między zawodnikami. Nawiasem mówiąc pięknie wyglądała ta fala biegaczy przelewająca się przez Most Poniatowskiego. Nie chciałem zbytnio „uciekać” , bo wiem ile może kosztować takie interwałowe bieganie na początku. Stwierdziłem , że jeśli parę sekund przystopuję na początku to i tak będę mógł to spokojnie odrobić na dystansie.

Tak właśnie zrobiłem. Udało się sprawnie odrobić straty z początku biegu i mogłem spokojnie zająć się budowaniem „zaliczki” na Agrykolę (dla niewtajemniczonych- Agrykola oznacza ponad 400 metrowy stromy podbieg na ulicy Agrykola:)) Wspinaczkę na tej słynnej ulicy poprowadziłem dość wolno, aby każdy mógł bez wariacji dotrzeć na szczyt. Potem było już      „z górki”. Spokojnie, równym tempem udało się ukończyć bieg. Uśmiechnięte, usatysfakcjonowane twarze na mecie, to jest to co tygrysy , e hmm – zające lubią najbardziej.

Podsumowując PW 2014 to impreza wyjątkowa. Napiszę w skrócie za co ją cenię, żeby nie
popadać w przesadny patos. Po pierwsze niesamowita atmosfera, której nie można kupić na stacji benzynowej, po drugie profesjonalizm organizatorów, numer trzy to frekwencja biegaczy, cztery –lokalizacja mety na błoniach Stadionu Narodowego. Według mnie wszystko zagrało na tej imprezie.

Może za bardzo chwalę to biegowe wydarzenie, ale naprawdę trudno z mojej perspektywy  znaleźć jakieś braki. Jeden – trochę na siłę. Byli pacemakerzy, którzy nie wytrzymali tempa i tacy których można określić:  „w gorącej wodzie kompani”. No , ale trudno znaleźć około 30 osób, które „dociągną” swoje grupy co do sekundy. Sam spóźniłem się kilka sekund, gdyż na ostatnim kilometrze zająłem się kibicowaniem, a nie biegiem.

PS Ostatnia rzecz to porada. Drogi biegaczu. Jeśli widzisz , że zając biegnie nierówno bądź stosuje inną taktykę niż pierwotnie zakładał to powinieneś „urwać się” i biec swoje – trzymać się swego rytmu. Nie zawsze jest tak, że przyczyna niewłaściwego tempa biegu pacemakera leży   w czynnikach zewnętrznych. Czasem zawodzi człowiek i wtedy trzeba zdać się na siebie. Takie jest życie/ taki mamy biegowy klimat. Niepotrzebne skreślić.

rekordowy3

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.