Dzienne archiwum: 18 stycznia 2023

Staram się robić w życiu to co sprawia mi przyjemność, a nie to co inni lubią lub jest modne. Rozmowa z Łukaszem Dąbrowskim.

AZ: Jak zaczęła się Twoja przygoda z triathlonem? Nie byłeś przecież za młodu licencjonowanym zawodnikiem.

ŁD: Absolutnie nie byłem zawodnikiem triathlonu ani żadnej z dyscyplin wchodzących w jego skład. Powiem nawet więcej, że niespecjalnie lubiłem biegać na dłuższe dystanse – dłuższy wtedy dla mnie był już 1 km [śmiech] – ani tym bardziej pływać. Sam pomysł zabawy w triathlon to była bardziej iskra mojego przyjaciela ze studiów, a nie mój. On postawił sobie wyzwanie, żeby w pierwszym swoim starcie pokonać pełen dystans IM i tego dokonał.  Opowiadał mi o tym na tyle przekonywująco, że i ja postanowiłem się skusić i wystartować, jak na tamte czasy, w ekstremalnej dla mnie dyscyplinie sportu. Efekt tego był taki, że on po dwóch sezonach przestał bawić się w triathlon a ja zostałem w tej przygodzie na trochę dłużej.

Dlaczego zdecydowałeś się na krótsze dystanse?  

To akurat było w moim przypadku dość naturalne. Staram się robić w życiu to co sprawia mi przyjemność, a nie to co inni lubią lub jest modne. Dodam tu, że nie mam na myśli pokonywania swoich słabości i tym podobnych aspektów. Start na dłuższych dystansach na wyższym poziomie amatorskim wymaga nie tylko określonej liczby jednostek treningowych, ale również odpowiedniej objętości.

W moim przypadku dłuższe treningi są po prostu trudne, nudne, wymagają wygospodarowania więcej prywatnego czasu już i tak napiętego do granic możliwości kalendarza (patrz rodzina 2+2). Na koniec dochodzi element samych dłuższych zawodów, które byłyby dla mnie męczarnią nie tyle co fizyczną, ale na pewno psychiczną. Podczas krótszych dystansów wszystko się dzieje bardzo szybko na wysokim tętnie i każdy najdrobniejszy element decyduje o tym czy znajdziesz się na podium czy nie. Ta perfekcja i tempo wyścigu mnie właśnie najbardziej kręciło! Pamiętam zawody na 1/8 IM podczas Garmin Iron Triathlon w Płocku gdy do 3 miejsca w AG zabrakło mi 1 sekundy. Podczas zawodów na ½ IM i dłuższych do których mam ogromny szacunek to czy wsiądziesz na rower w pełnym biegu z wpiętymi butami czy ultra szybko założysz buty z gumkami zamiast sznurowadeł i założysz numer startowy będąc już w pogoni za konkurentem na trasie ma trochę mniejsze znaczenie.

Który start zapamiętasz na długo?

To jest bardzo trudne pytanie, bo w głowie mam ich co najmniej kilka. Jeśli mam wybrać tylko jeden to chyba Mistrzostwa Polski Kraków-Niepołomice. Z jednej strony dlatego, że podczas nich zdobyłem upragniony medal mistrzostw, a z drugiej, że na trasie nie wszystko szło gładko i łatwo. Pomimo trudnych warunków pogodowych, przygody z rowerem na trasie i niezbyt optymalnej formy potrafiłem się pozbierać i dopiąć swego. W moim przypadku taka wygrana bardziej cieszy.

Jaka była Twoja rutyna przedstartowa? Miałeś jakieś swoje rytuały?  

Myślę, że sama rutyna nie była jakaś specjalnie wyjątkowa ale kilka czynności, które wykonywałem lub nie,  powtarzały się. Wymienianie można zacząć od pewnych aspektów odżywania, czyli albo włączania czegoś do diety lub eliminacji. Nawadniania się elektrolitami, pełną kontrolą całego sprzętu dzień przez startem i tuż przed w raz ze ściąganiem pianki, wskakiwaniem na rower i zakładaniem i zdejmowaniem butów. Dokładne przestudiowanie racebooka i przejście procedury poruszania się w T1 i T2 tak, żeby nie tracić a zyskiwać cenne sekundy. Dodatkowo jeśli miałem takie możliwości to starałem się wysypiać już kilka dni przed ale z tym był największy problem.

Co najbardziej lubisz w tym sporcie?

Tu mogę wymienić 3 rzeczy: Sam konsekwentny proces, który dla mnie był zawsze bardzo ważny. Regularność i jakość realizacji treningów budowała w mojej świadomości kamyczek do założeń sportowych. Czyli nie sam cel a droga… Oczywiście długo wyczekiwane zawody, które były swego rodzaju świętem i nagrodą za 7-8 miesięcy treningów na sucho. Ten punkt, dopiero później zaczął być dla mnie ważny. Na początku bawiłem się samym treningiem. Last but not least to szeroko rozumiany aspekt społeczny. Moja rodzina, która bardzo często towarzyszyła mi podczas imprez i dzięki temu mogliśmy uprawiać przy okazji turystykę krajoznawczą. Moi synowie dzięki temu sami startowali w wielu biegach towarzyszących, a także mnóstwo znajomych, których poznałem dzięki triathlonowi. To był wspaniały czas, którego nigdy nie zapomnę.

Jak wygląda, podczas zawodów, Twoja samomotywacja w momencie gdy jest cieżko, a wiesz że musisz jeszcze przyspieszyć?

Myślę, że każdy zawodnik niezależnie od poziomu ma takie momenty, że chce zejść z trasy a w tym momencie zamiast tego powinien jeszcze dołożyć do pieca. Powodów tego może być wiele, ale i wiele odpowiedzi dlaczego ostatecznie walczy i mija linię mety. Ja w takich momentach miałem w głowie kilka rzeczy. Przede wszystkim wizualizowałem sobie cały wysiłek jaki do tej pory włożyłem w treningi i że to jest właśnie ten moment, żeby ich efekt wykorzystać. Kolejny jest bardziej prozaiczny. Skoro nie odpadła mi noga czy ręka i nie mam uszkodzonej głowy to głupio tak przejechać kilkaset kilometrów przez pół Polski i tak po prostu nie dać z siebie wszystkiego.

Jaki aspekt treningu do tri był dla Ciebie najbardziej wymagający?

Powiem tu że zdecydowanie wszystko co było związane z pływaniem. Nie ukrywam, że nie była to moja ulubiona dyscyplina tak więc ciężkie interwałowe treningi były dla mnie bardzo wyczerpujące i to nie pod kątem fizycznym ale i psychicznym. Każdy kolejny odcinek był przeze mnie skrupulatnie odliczany metodą piramidy. Po zdobyciu szczytu było już zdecydowanie łatwiej. Pływanie jest również absorbujące czasowo i nie chodzi to już tylko o sam trening a dojazd itd. 

Trenowałeś triathlon przez 8 lat. Co sprawiło, że polubiłeś ten proces?

Jak już mówiłem wcześniej chyba właśnie sam ten proces. Krok po kroku poprzez swój rozwój i udoskonalanie pojedynczych aspektów tej dyscypliny łącznie z rozwojem zbrojenia sprzętowego widziałem swój postęp a sama weryfikacja następowała już podczas rekordów na treningach a później podczas startów.

Na swojej drodze często trafiałeś na trudne momenty: m.in. miałeś kolizję z autem w 2019. Nie miałeś wtedy ochoty rzucić tego wszystkiego w diabły?

Niestety takich ciężkich momentów w swojej triathlonowej przygodzie miałem kilka i zawsze wydarzały się w najgorszych dla mnie sportowych momentach.  Wypadały albo w szczycie formy w sezonie albo tuż przed najważniejszymi zawodami. Pierwsze te sytuacje a szczególnie wypadek z samochodem podczas treningu rowerowego paradoksalnie był dla mnie bardzo motywujący. Leżąc obolały w łóżku myślałem tylko kiedy wrócę do treningu i zrealizuje wszystkie swoje założenia z tego sezonu w kolejnym. Z kolei ostatnie tego typu zdarzenie na pewno było jakąś cegiełkę do podjęcia przeze mnie decyzji o zakończeniu tej przygody.

Jak wygląda Twoje życie po triathlonie? Nie zrezygnowałeś przecież  ze sportu.

Absolutnie nie, chyba bym tego nie potrafił. Jeszcze przed końcem sezonu miałem już ułożony plan co będę robił po drugiej stronie barykady. W pierwszej kolejności wróciłem do pierwszej mojej sportowej miłości, czyli koszykówki. Mogę zdecydowanie potwierdzić, że człowiek ma wyjątkowy dar pod postacią pamięci mięśniowej. Po kilkunastoletniej przerwie od treningów technika bardzo szybko wraca. Wcześniej często to słyszałem w kontekście byłych pływaków i ich legendarnego czucia wody. Tego wtedy nie mogłem potwierdzić, bo za młodu nie trenowałem pływania stąd było to dla mnie duże zaskoczenie. Obecnie spełniam kolejny ze swoich wcześniejszych pomysłów, na który nigdy nie było czasu, a mianowicie strzelectwo sportowe. Tu z kolei jestem kompletnym żółtodziobem i wszystko począwszy od najprostszych rzeczy jest na mnie nowe. Daje mi to inny rodzaj motywacji i zadowolenia.  

Jakie masz rady dla początkujących zawodników?

Nie mam żadnych, ponieważ każdy ma swoja drogę i sam podejmuję decyzje co i jak chce robić. Najważniejszy, żeby każdy był zadowolony i robił to dla siebie a nie innych. Mogę tylko powiedzieć jaka strategia w mojej ocenie się u mnie sprawdziła i pozwoliła mi się cieszyć tą zabawą dłużej niż jeden czy dwa sezony. Była to metoda jedzenia słonia po kawałku czy też, jak kto woli, step by step. Zaczynałem bardzo powoli bez wygórowanych oczekiwań. Na początku miałem 3 treningi w tygodniu, które sam sobie układałem. Choć układałem to chyba zbyt górnolotne w tym przypadku słowo. Analiza parametrów wysiłku była na minimalnych poziomie bez żadnych aspektów regeneracji a sam sprzęt był zbieraniną przypadkowo dobranego asortymentu. Czy to mi dawało radość? Ogromną! Oczywiście apetyt rośnie w miarę jedzenia i w raz z rozwojem swoich umiejętności i celów ewoluował każdy aspekt mojego triathlonowego życia, natomiast działo się to bardzo stopniowo. Sezon 2022 to kilkanaście treningów w tygodniu, stały kontakt z trenerem, regularne wizyty u fizjoterapeuty, obozy sportowe i sprzęt za który można sobie kupić całkiem dobry samochód. Czy ktoś może od tego zacząć na samym początku? Oczywiście, że tak, ale to była moja droga i nie zamieniłbym się na żadną inną. 

Nie tęsknisz czasem za tą treningową rutyną?

Odpowiedź jak to w życiu nie jest jednoznaczna. Na pewno są sfery, za którymi tęsknie i jest to właśnie ta rutyna choć ja wolę akurat słowo konsekwencja. Konsekwencja treningowa szczególnie w dążeniu do celu. Jak wiesz, dla mnie nie było rozterek czy zrobić trening tylko odpowiadałem sobie na pytanie: kiedy… i go robiłem. Sam się zastanawiam teraz jak ja znajdowałem czas, żeby to wszystko robić a to było kilka miesięcy temu. W tym momencie moje aktywności sportowe są mnie uregulowane, ale dążę do ich uporządkowania. 

Dzięki za poświęcony czas. Powodzenia w rozgrywkach koszykarskich! 

Nie dziękuję!