To był mój debiut na dystansie olimpijskim (1500m/40km/10km). Wróć, to miał być mój debiut. Ze względu na silny wiatr i niską temperaturę wody organizatorzy zdecydowali się skrócić dystans pływacki z 1500 metrów do 750 metrów. Ścigałem się zatem na hybrydzie sprintu i olimpijki.
Przed dystansem olimpijskim startowali sprinterzy. Na krótszym dystansie stawiła się czołówka polskich triathlonistów. Warunki były dość trudne. Już na początku zawodów WOPR-owcy mieli co robić. Kilka osób nie było w stanie kontynuować etapu pływackiego. Woda miała 14 stopni *C, a wiatr wiał podobno z prędkością 5 stopni w skali beauforta.
Jednakże nie przejmowałem się specjalnie tym. Mówiłem sobie: jest jednakowo ciężko dla wszystkich i po prostu trzeba będzie walczyć. Fale były wysokie, ale błędnik nie wariował. Przydała się natomiast umiejętność oddychania na obie strony;)
Wyszedłem z wody na niezłej szóstej pozycji. Aha, jedna ważna informacja. Start był falowy, tzn. podzielono zawodników według kategorii wiekowych i wypuszczano poszczególne grupy co 20 minut. Co ciekawe, okazało się, że moja kategoria była naprawdę mocna i te szóste miejsce było całkiem wartościowe w ogólnym rozrachunku. Czas pływania może nie powalał, ale wiedziałem też, że na początku sezonu nie może być wyśrubowany.
Etap rowerowy to walka z wiatrem i własnymi słabościami. Nie zapomnę jak, jadąc pod lekkie wzniesie, prędkościomierz wyświetlił 27 km/h! Odczuwałem mieszankę irytacji, bezsilności i strachu, że nie będę mógł utrzymać odpowiedniego tempa. Jak się potem okazało – miałem rację. Średnia 33km/h to nie była prędkość o którą, tego dnia, mi chodziło.
Bieg to moment na odrabianie strat z roweru. Zacząłem mocno. Mijałem kolejnych zawodników, ale coraz silniej czułem napięcie łydek (na granicy skurczu) i kolkę. Musiałem lekko zwolnić już na pierwszej 2,5 kilometrowej pętli. Czas biegu 39 z groszami, czyli także poniżej oczekiwań.
Na pocieszenie jest całkiem niezłe 13 miejsce w generalce i 4 w kategorii M25. Ale jakoś specjalnie nie byłem zadowolony. Może dlatego, że nie przepadam za czwartymi miejscami:) Mój nastój po zawodach podkreśla to zdjęcie;)
Jak widać radość i szczęście biło na kilometr. Dobrze, że dość szybko humor poprawił mi się. Teraz myślę już tylko o kolejnym starcie tri w Przykonie w czerwcu. Tam legalny jest drafting, czyli jazda na kole. To mogą być moje zawody.