Gratuluję debiutu na połówce w Erkner! Jak długo przygotowywałeś się do tego wyzwania i co było w nich według Ciebie kluczowe?
Przygotowania do sezonu zacząłem z początkiem października, intensywne treningi zaczęły się w grudniu. Kluczowe moim zdaniem były długie i intensywne treningi wykonane w wakacje, w tym oczywiście zakładki. Pływanie w jeziorze co tydzień. Długie interwały po 30′, 40′, 1h wykonywane na mocy startowej z odżywianiem żelami. Do tego robione na „nudnej” ( 6 km ) prostej drodze, długie zakładkowe biegi na kilkukilometrowej pętli w parku, gdzie podczas treningu miałem odłożone żele i picie w tym Red Bull i Gatorade i na każdej pętli korzystanie z tego, dało mi dużo pewności co i ile mój żołądek toleruje.
Jakie miałeś oczekiwania względem tych zawodów?
Największym oczekiwaniem było pokazanie sobie i „całemu światu” efektów treningów i tego na co mnie stać. Pragnąłem cierpieć, chciałem przekroczyć własne limity i powalczyć z samym sobą na biegu.Ostatnie, miałem skryte marzenie, żeby jak najbardziej zbliżyć się do wyniku 5h 10′. Ale jestem realistą i po przekroczeniu linii mety jestem tak szczęśliwy i spełniony, że nie myślę, o możliwym urwaniu kilku minut na rowerze, na co było mnie stać.
Co możesz powiedzieć o organizacji samych zawodów (zabezpieczenie trasy, oznakowanie, strefa finiszera, bufety itd)?
Oprócz 15km trasy rowerowej i braku deklarowanych toi toi na trasie, to nie mam się do czego przyczepić. Wszystko na najwyższym poziomie (mam porównanie z Bydgoszczy, 5150 Warsaw czy zawodów GIT).
Trasa głównie przez lasy, droga z wieloma zakrętami, jednak można było się „rozkręcić”. Oczywiście jak wyjechało ponad 1000 zawodników to też luźno nie było, ale dało się jechać. Zabezpieczona była dobrze. Jeździły zdaje się trzy motocykle. Dwie karetki też przy trasie były. Niestety był wypadek, ale obsługa spisała się w spowalnianiu ruchu czy zabezpieczeniu rannego.
Oznakowanie bardzo dobre, przy ostrzejszych zakrętach tabliczki, obsługa z flagami, na „gładkich” odcinkach drogi oznakowane sprayem dziury czy fałdowania asfaltu.
Najgorszy element, czyli w sumie około 15km trasy rowerowej, łaty na drodze i poprzecze małe fałdy. To nie tak, że nie da się tam jechać, wyprzedzali mnie panownie w pozycjach aero, jednak ja po wypadku miesiąc wcześniej jechałem asekuracyjnie w dolnym chwycie pewien czas. Ale wspominam o tym z czystym sumieniem, bo nawet niemieccy zawodnicy jadący przede mną kręcili głową na stan drogi.
Również, przez pewien czas droga dla zawodników była ograniczona do jednego pasa – jednego pasa podzielonego na pół w jedną stronę i pół pasa w drugą, także wyprzedzanie było prawie niemożliwe.
Także ponad kilometr trasa biegła przez wąską dróżkę przez las gdzie wręcz zabronione było wyprzedzanie i pozycja aero. Strefa finishera bez zarzutu, w nieograniczonych ilościach lodu, napoje, owoce, normalne, ciepłe jedzenie, pizza, bułki. Był masaż a w budynku przy stadionie. Był swobodny dostęp do pryszniców. Na trasie biegowej znów duży szacunek dla Niemców. 4 Pętle po 5km. Dwa bufety na pętli z żelami, woda, lód, cola, żele, batoniki dodatkowo jeszcze jedna „stacja” z wodą. Trasa biegowa w większości na przedmieściach, przy domkach jednorodzinnych. Nawet starsze osoby stały w 30 stopniach wychodziły przed domy i kibicowały. Niemcy sami z siebie brali węże ogrodowe, zraszacze i polewali zawodników. Dodatkowo, żeby nikt się nie pomylił ile pętli zostało mu do końca to po ukończeniu każdej, wolontariusze zakładali gumki do włosów zawodnikom na ręce o innym kolorze.Jedyny minusik, tak jak wspomniałem na początku, nigdzie nie było śladu po deklarowanych toi toi na samej trasie biegowej. Kolejny plus, że w strefie zmian były trzy namioty dla tych, którzy chcieli się przebrać na bieg, a oprócz zwykłych toi toi były też stojące dla panów.
Czy są to według Ciebie dobre zawody na debiut? Mam na myśli nie tylko poziom trudności tras kolarskich i biegowych czy kwestię transportu, ale też samą atmosferę podczas startu?
Myślę, że jak najbardziej jest to dobre miejsce na debiut na połówce. Trasy były wręcz najłatwiejsze i najlepiej oznakowane ze wszystkich zawodów na jakich byłem. Na rowerze tylko 33m przewyższenia a na biegu 47m, także bardziej płasko się nie dało. Atmosfery też lepszej ciężko mi sobie wyobrazić.
Byłem samochodem na zawodach więc o transporcie publicznym ciężko mi mówić, sam organizator w Race Book’u wspominał, że najłatwiej dostać się pociągiem z dworca w Berlinie, w 30 min. Mnie autem zajmowało z centrum Berlina 40 minut drogami przez mniejsze miejscowości (żadna autostrada tam nie prowadzi) .
Szczerze to gdyby nie atmosfera, data wydarzenia i moja chęć startu zagranicą na dużej imprezie to postawiłbym ten wyścig na równi z tym w Warszawie, z tego co pamiętam było naprawdę fajnie, na dobrym poziomie.
Czy coś Cię zaskoczyło podczas tych zawodów i czy jest coś co szczególnie utkwiło Ci w pamięci ?
Zaskoczyła mnie ilość Canyon’ów. (śmiech) Pozytywnie zaskoczyli mnie niemieccy kibice, którzy przez kilka godzin własną wodę poświęcali, żeby nas oblewać.
Jakie emocje towarzyszyły Ci tuż przed startem jaki podczas samych zawodów ? Czy było to dla Ciebie duże wyzwanie pod względem mentalnym?
Mentalnie od samego rana byłem trochę przerażony że to TEN dzień.Przed samym startem starałem się nic nie myśleć. Było skupienie, głębokie wdechy stojąc między innymi zawodnikami.Wyczekiwałem na moment aż wskoczę do wody i głowa będzie mogła odpocząć.Podczas zawodów było skupienie, była ekscytacja że „faktycznie robię TO”. Na rowerze prowadziłem wewnętrzny dialog, żeby nie stracić koncentracji jak podczas wypadku na zawodach w Bydgoszczy dwa miesiące wcześniej. Cieszyłem się ile tylko mogłem z każdego kilometra. Na biegu było tylko pozytywnie, w głowie biegłem prawie jak Patrick Lange. Rozkładając siły i wyczekując na ostatnie 10km.
Nie było dla mnie wyzwania mentalnego na tych zawodach, bo się do nich zbyt długo przygotowywałem. Znając siebie miałem na instagramie i YT zapisane kilka filmików, np. z filmu Creed, Davidem Gogginsem, czy z Lionelem Sandersem. Obejrzałem je w drodze na miejsce zawodów, dzięki czemu słowa i muzyka towarzyszyły mi cały dzień.
Co najbardziej lubisz w tym sporcie i co napędza Cię do treningu?
Pomijając, że lubię cierpieć na treningach i jestem uzależniony od sportu, to najbardziej lubię w tym sporcie, że jestem kimś, że robię coś ciekawego, na co nie każdy się pisze. Nie jest to sport banalny i przeciętny. Lubię wiedzieć, że wygrałem kolejny dzień gdy zrobię trening.
Triathlon daje mi poczucie, że mogę zrobić wszystko. Mam dopiero 22 lata. Pierwszy raz w życiu poświęciłem się czemuś dłużej niż na kilka miesięcy bez przerwy.
W liceum byłem na rozszerzeniu z matematyki. Byłem najgorszy w klasie, mimo wielu nocy gdzie siedziałem nad zadaniami do 3 nad ranem, mimo korepetycji i starań efekty przez 3 lata były marne. W sporcie i triathlonie amatorskim wysiłek zawsze daje efekt i to najbardziej lubię.
Do treningu napędza mnie świadomość, że po treningu będę się lepiej czuł niż przed. Nie wyobrażam sobie nie wykonać treningu, mając nad sobą trenera, mając wspierających rodziców, którzy inwestują w moją drogę w tym sporcie oraz mając cel w postaci zawodów.
Zaczynając kolejny sezon „podpisujesz umowę” z samym sobą i jak trzeba to o 7 rano jeździsz na Zwifcie, albo o 20 idziesz pływać na basen.
Dzięki za szczere słowa i powodzenia w kolejnych wyzwaniach!