Zawody w Poznaniu to mój drugi start w sezonie. Po optymistycznej inauguracji w Warszawie chciałem pokazać, że stać mnie na jeszcze lepszy wynik. Warunki pogodowe panujące w stolicy Wielkopolski były znakomite i z niecierpliwością czekałem na rozpoczęcie rywalizacji.
Start był lekko opóźniony co sprawiło, że mogłem porządnie się rozgrzać. Woda w Jeziorze Maltańskim nie była wzburzona, a jej temperatura wydawała się optymalna. Mój plan na pierwszy etap składał się z dwóch prostych punktów. A) Zacząć mocno do pierwszej boi (95% możliwości), B) Starać się utrzymać wysokie tempo.
Na pływaniu czułem się znakomicie. Tory regatowe na Malcie sprawiają, że nawigacja jest zdecydowanie łatwiejsza i można mocniej skupić się na samym pływaniu niż na obserwowaniu bojek. Płynęło mi się świetnie. Po 300 metrach wiedziałem, że mogę utrzymać mocne tempo i odpowiednią, wysoką frekwencję. Zbliżyłem się do czołowej grupy i po nawrocie trzymałem się w nogach jednego z zawodników. Na końcówce udało mi się jeszcze przyspieszyć. Czas pływania to 13′ 54″.
W strefie T1 poszło mi tym razem w miarę sprawnie. Udało mi się uzyskać kilka sekund przewagi nad kolegą z zespołu SBR Pawłem Skuzą. Wiedziałem jednak, że na rowerze nie mam z nim szans i wszystko rozstrzygnie się na bieganiu. Trasa rowerowa była bardzo szeroka, a tym samym wygodna i bezpieczna. Przez pierwsze 15 km jechało mi się płynnie, bo głównie z wiatrem. Prędkości uzyskane na tym odcinku przekraczały 45 km/h. Jednak, mniej więcej, od połowy dystansu było już tylko trudniej. Narastające zmęczenie i porywy wiatru sprawiały, że trzeba było mocniej zacisnąć zęby. Czas z etapu rowerowego: 1h 4′ 22″ (trasa nie miała 45 km:)).
T2 opuściłem bez zbędnego guzdrania i został mi tylko bieg. Ostatni odcinek został poprowadzony wokół Jeziora Maltańskiego, co było korzystne zarówno dla kibiców jak i zawodników – widziałem ile muszę odrobić do czołówki. Pierwszy kilometr jak zwykle bardzo spokojny w moim wykonaniu. Na drugim kilometrze zacząłem odczuwać napięcie mięśnia płaszczkowatego. Pomimo dyskomfortu chciałem rozkręcać się z każdym kolejnym. Udało się mocniej szarpnąć na drugim kółku – przynajmniej do pewnego momentu. To podkręcenie tempa (szczególnie na 8 km) spowodowało skurcz łydki. Musiałem na chwilę zwolnić, by móc kontynuować bieg. Szczęśliwie udało mi się pobiec w miarę mocno ostatni kilometr, ale ostatnie metry już nie były komfortowe. Czas biegu 39’17”. Czas brutto: 2h 2′ 39″. Miejsce OPEN: 13, AG: 3.
Cieszę się, że pomimo małych przygód na trasie biegowej udało się uzyskać korzystny rezultat. Wiem, że mogę biegać jeszcze szybciej, co stanowi dobry prognostyk na przyszłość. Następny przystanek Bydgoszcz.