fot. Magda Warzybok

Szóstego stycznia, tego roku, odbyła się trzecia edycja sztafetowego biegu 10K Relay. Pięcioosobowe zespoły miały do pokonania w sumie 10 kilometrów, a zatem każdy z zawodników musiał przebiec dwie kilometrowe pętle. Trasę wytyczono na podziemnym parkingu centrum handlowego arkadia. Tak jak w zeszłym roku reprezentowałem drużynę Trinergy. Wrażenia z tej imprezy zawarłem poniżej. Są ciekawsze niż ten wstęp.

Jak poszło?

Pomimo, że nie kręciłem jakiś niesamowitych czasów, to start był w miarę udany. Szału nie było, jednak biorąc pod uwagę śliską nawierzchnię i mróz, to śmigałem, może nie jak kozica, ale przynajmniej jak wybiegana koza.  Co prawda, w niektórych miejscach, wyglądałem raczej jak żyrafa na lodowisku i mniej więcej tak się czułem.

Warunki na trasie i moja aktualna forma pozwalały na osiągnięcie czasu w okolicach 3min. 18 sek. na kilometr. Jako zespół uzyskaliśmy wynik 33 min. 40 sek. co dało nam 5 miejsce OPEN, i  tak jak przed rokiem,  4 miejsce w klasyfikacji drużyn męskich.

Czy warto startować w tego typu imprezie?

Na pewno jest to ciekawe doświadczenie. Trzeba trochę się gimnastykować na zakrętach, uważać, żeby nie pośliznąć się na śliskich metalowych belkach, których jest na pętli kilka. Mimo kilku technicznych trudności  wrażenia są naprawdę świetne. Specyfika miejsca sprawia, że doping jest szczególnie dobrze słyszalny. Wsparcie kibiców i drużyny mocno oddziaływało na mnie i motywowało. Poczucie, że biegnie się nie tylko na swój wynik, ale również na rezultat całego zespołu sprawia, że nie mamy ochoty odpuszczać nawet na chwilę. Każdy kto przebiegł te dwie pętle schodził z trasy mocno zziajany. Ja też łapałem oddech kilka minut.

Tego typu biegi to dobry sprawdzian szybkości. Warto czasem przekonać się w którym miejscu jesteśmy, jeśli chodzi o przygotowania, a jest to jeden z elementów całej przedsezonowej układanki.