Dwa lata temu w Mrągowie wygrałem swoje pierwsze zawody triathlonowe. Był to start na dystansie 1/8 IRONMANA. Jak można się domyślać z pełnym IRONem miał niewiele wspólnego. Pamiętam, że po tamtych zawodach cieszyłem się jak dziecko – jakbym co najmniej wygrał mistrzostwo na Hawajach. W niedzielę do Mrągowa przyjechałem, aby zaliczyć ostatni start kontrolny przed olimpijką w Przechlewie.
Celem było ukończenie zawodów w pierwszej dziesiątce. Nie miałem w planach ostrego ścigania, czy zajechania swojego organizmu na maksa. Dlaczego nie leciałem na sto procent możliwości? Moim docelowym startem są Mistrzostwa Polski amatorów w Przechlewie na dystansie olimpijskim, które już za tydzień. Wolałem zatem oszczędzić trochę zdrowia na tamte zawody, zwłaszcza że temperatura była wysoka, a ja, mówiąc delikatnie, nie najlepiej znoszę upały. Dodatkowo trasa rowerowa była trudna technicznie – mały błąd, chwila nieuwagi, mógł oznaczać wywrotkę.
Jak zatem poszły mi te zawody. Pływanie starałem się cisnąć mocno. Start, w moim wykonaniu, był dosyć szybki, ale brakowało mi zawodnika za którym płynąłbym w swoim startowym tempie oszczędzając siły na kolejny etap tri. Nogi złapałem dopiero na drugiej bojce nawrotowej. Pływanie zakończyłem na 8 pozycji z czasem 14 min. 27 sek. Miałem dwie i pół minuty straty do pierwszego zawodnika (dodajmy, że nie byle jakiego). Nie było zatem tragedii.
Trasa rowerowa była wymagająca: przez pierwsze kilometry śliska kostka, ciasne, ostre zakręty, potem pofałdowana. Niestety nie udało mi się utrzymać w bezpiecznej 10 metrowej odległości za Twisterem, który wyprzedził mnie po 10 kilometrze. Postanowiłem, że będę jechał swoje, czyli na 90 – 95 % możliwości, tak aby zachować siły na bieg. Czas z roweru to 1h 15 min. i 18 miejsce tego etapu – bez szału, ale szału i fanfar się nie spodziewałem.
Bieganie zacząłem spokojnie, bardzo spokojnie, ale z kilometra na kilometr rozkręcałem się, tak aby ostatnie dwa kilometry lecieć już grubo poniżej 4 min/km. Ostatecznie osiągnąłem 3 czas biegu (41min.51 sek.) i dzięki temu udało się wskoczyć na 8 miejsce. W swojej kategorii wiekowej byłem trzeci, za Adamem Głogowskim i Kubą Decem, czyli tuzami triathlonu.
Będę miło wspominał te zawody. Zwłaszcza obrazki, kiedy na pętlach mijałem kolejnych ziomów z Trinergy z którymi przybijałem piątki, okrzyki bojowe kibiców i kibicek oraz wsparcie rodziców, którzy również nie żałowali gardeł. Wszystkim należą się duże brawa.
Za tydzień mój najważniejszy start w sezonie. Tam już będzie ostre ściganie. Trzymajcie kciuki!